Jest piątek, wczesne popołudnie. Dzwoni do mnie Ania i długo opowiada o problemach, które dotykają jej rodzinę. W zasadzie wszystko to wiem, bo wspieramy rodzinę Ani i Sławka niemal od początku działalności Fundacji: zatrudniamy dla niej pomoc do dzieci, zlecamy drobne prace (Ania pięknie maluje akwarelami, zobaczcie sami). Może nawet dłużej, bo zanim pojawiła się fundacja, od dawna działa grupa na Facebooku, w której się poznałyśmy.
Dwie godziny później dostaję od Ani wiadomość. Zdjęcie. Pożar. Płonie warsztat Sławka. Po 20 minutach właściwie nic z niego nie zostaje. Ogień gasi jeszcze długo 10 zastępów straży pożarnej.
To była jedna iskra od szlifierki. Trafiła jednak na podatne środowisko: nieszczelny przewód baku spowodował, że remontowany samochód był przesiąknięty oparami oleju napędowego. Sławek specjalizuje się w remontach aut z roczników z ubiegłego wieku. To niewątpliwie samochody z duszą, ale – jak się okazało – ich urok bywa zdradliwy.
Ania i Sławek są rodzicami czwórki: mają trzech synów i najmłodszą córeczkę. Jeden z chłopców jest w spektrum autyzmu, co mocno wpływa na ich codzienność. Rok temu wynajęli dom w uroczym Beskidzie Wyspowym i przeprowadzili się do niego z Poznania. Nie tylko po to, by uciec z miasta, ale też, by obniżyć koszty życia. Pracodawca Ani przepadł bez śladu, przez co długo nie otrzymywała należnego zasiłku macierzyńskiego, a skończyło się na kwocie o wiele niższej niż wynikało z umowy. Niewiele pomogły pisma i wezwania. Sławkowi zdrowie coraz bardziej szwankowało. Kolejni lekarze, kolejne leki, kolejne diagnozy. Robiło się lepiej na krótko i potem trzeba było cały cykl konsultacji, badań i dobierania leków powtarzać. Z pracą było również coraz gorzej. Przyszła pandemia i… szkoda gadać. Odpadło większość zleceń, bo Sławek remontował głównie auta klasyczne i zabytkowe, a ludzie nie chcieli w nie inwestować. Rosły też koszty i ceny materiałów.
Czytaj dalej tu: https://zrzutka.pl/bkzkuu
0 komentarzy