Kiedy po raz pierwszy trzymałam w dłoniach egzemplarz “Filotei” św. Franciszka Salezego i kiedy kupowałam bilet do Jasła, by sprawdzić czy to, czego w życiu szukam, znajduje się w klasztorze wizytek, nie wiedziałam, że tajemnica Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny zawiedzie mnie do tego miejsca, w którym teraz jestem.
Ale na chwilę wróćmy do wcześniejszych wydarzeń. Cokolwiek robiła Maryja, kiedy stanął przed nią posłaniec z Niebios, poszło w kąt. Została wezwana i odpowiedziała na wezwanie.
Ἰδοὺ ἡ Κυρίου δούλη
Idou hē Kyriou doulē
“Jestem służebnicą”. Służebnicą Pańską – to jasne. Ale przecież służąc Panu, wezwane jesteśmy do służby bliźniemu. Wiadomość, którą przyniósł Archanioł Gabriel zawiera nie tylko część teoretyczną, ale też praktyczną: “A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną.” I choć nie padło “idź do Elżbiety”, Maryja “ruszyła z pośpiechem”, bo jest służebnicą, jest doulē i jej miejsce jest tam, gdzie jej kobiecość będzie pomocą w momencie największej zmiany w życiu kobiety: w porodzie.
Bo czy małżeństwo aż tak odmienia? Czy pociąga za sobą tyle zmian psychicznych i fizycznych? Nie chcę twierdzić, że dzień ślubu nie jest ważny – jest, ogromnie. Ale jeśli chcemy jakieś zdarzenie rozważyć w kluczu rytuałów przejścia, zdecydowanie poród wygrywa. To wydarzenie angażujące totalnie wszystkie siły kobiety, wpisujące ją w naturę z tą samą mocą, co jej własne narodziny i śmierć. I nie chcę też twierdzić, że będzie to dla każdej z nas przeżycie mistyczne, bo też nie do końca o to w tym chodzi, ale tak, owszem, może.
Niemniej, wróćmy do Maryi. Ruszyła w podróż, dotarła do Elżbiety, wyśpiewała hymn na cześć Boga i swoją własną i pozostała w ciężarnej kuzynki około 3 miesięcy. Nie trzeba zaawansowanej matematyki, żeby stwierdzić, że skoro Gabriel mówił, że Elżbieta jest w szóstym miesiącu ciąży, a Maryja została u niej 3 miesiące, zapewne została do porodu. Nie wszyscy interpretatorzy Pisma Świętego się z tym zgadzają, ale to przecież służebnica! Doula! Jakżeby mogła pozostawić rodzącą kuzynkę bez wsparcia?
Sługa Boży Fulton J. Sheen pisze tak:
Maryja “poszła z pośpiechem”; ona zawsze spieszy, by czynić dobro. Z rozmyślną prędkością staje się pierwszą pielęgniarką chrześcijańskiej cywilizacji. Kobieta spieszy, by spotkać kobietę.
Arcybiskup Sheen nie znał słowa doula w tym kontekście, w którym używamy go powszechnie dzisiaj. Dopiero w latach 80-tych XX wieku, kiedy pediatrzy Klaus i Kennell odkryli, jak pozytywnie działa ciągłe wsparcie w porodzie i zaczęła wykluwać się nowa –choć tak naprawdę odwieczna jak ludzki gatunek – profesja, wraz z pierwszą służebnicą rodzących, Penny Simkin, wybrali właśnie to greckie słowo: doula. Gdyby Arcybiskup je znał, pewnie pojawiłoby się w cytowanym fragmencie zamiast “nurse” – pielęgniarki. Maryja – “pierwsza doula cywilizacji chrześcijańskiej”. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie lepszego wzoru.
0 komentarzy