Zaczęło się od słoiczka. W rozmowie internetowej jedna z naszych koleżanek radziła się w sprawie żywienia niemowlaka. Pojawiły się słoiczki – i od razu w pakiecie z zastrzeżeniem “ale przecież z dobrym składem”. Jakby pokarm ze słoiczków miał być jakiś gorszy, jakby trzeba się było tłumaczyć, jakby było za nie mniej punktów w jakimś dziwnym, macierzyńskim wyścigu.
Powiedziałyśmy sobie STOP. Zaczęłyśmy mówić o prawdziwym obrazach naszego macierzyństwa. Szczerze, bez ogródek. O tym, co nam nie wychodzi. O tym, co odpuszczamy. O tym, co robimy, żeby chwilę odsapnąć i odpocząć. O nieidealności, odpuszczaniu i prawdziwym życiu. O byciu dostatecznie dobrą matką. Tama pękła. Zrobiło się śmiesznie, czasem smutno. Zrobiło nam się lepiej.
Jedna z dziewczyn podsumowała to niezwykle trafnie. Internetowy obraz macierzyństwa pełen jest skrajności.
To całe tłumaczenie się to chyba wynik tego, o czym ktoś już wyżej napisał – albo wychowujesz w duchu RB, chustujesz, współśpisz, wspierasz równomiernie rozwój obu cudownych półkul mózgowych pomocami Montessori, podajesz wymyślne dania BLW, chronisz go przed cukrem w jakiejkolwiek postaci i widokiem ekranu choćby przez pięć sekund do 16 r.ż., wymyślasz zabawy sensoryczne, broń Boże nawet nie pomyślisz o czymś takim, jak żłobek. Wszystko tłumaczysz dziecku spokojnym, rzeczowym i pełnym opanowania i miłości głosem od momentu, gdy czubek jego głowy wychynął nieśmiało spomiędzy twych nóg bądź powłok brzusznych….. A jak nie, to pewnie je bijesz, wypłakujesz po nocach zamknięte samo w ciemnym pokoju na poddaszu, karmisz zupami z proszku i kostką rosołową za 1,20zł/100szt., i ogólnie trzeba było wcześniej myśleć i ogarnąć że dziecko to WYZWANIE! A nie teraz je katujesz swoją nieodpowiedzialnością, niedojrzałością i lenistwem!!11!!!
A tymczasem macierzyństwo jest po prostu… normalne. Słodko-kwaśne. Słodkie prawdziwą słodyczą pięknych, wspólnych chwil – a nie wystylizowanych, instagramowych kadrów. Ale też kwaśne, zgryźliwe, nieprzyjemne. Ma swoje ciemne strony. I o nich chciałybyśmy zacząć rozmawiać, uciec od presji zawsze posprzątanego domu, pięciu doskonale zbilansowanych posiłków i radośnie gaworzącego, czystego dziecka.
To są dni, kiedy dziecko marudzi od samego rana, a Ty zrobisz wszystko, żeby choć na chwilę przestało. To są nieprzespane noce, kiedy wciskasz niemowlaka mężowi, a sama chowasz głowę pod poduszkę. To chwile, kiedy zamykasz się w łazience i skrollujesz fejsbuka, bo to jedyny sposób, żeby nie oszaleć. To tłamszone w ustach brzydkie słowa, kiedy po raz kolejny przebierasz dziecko. To trzecie w tym tygodniu mrożona pizza, bo jakikolwiek posiłek jest lepszy od żadnego. To chwile grozy, gdy dziecko spadnie z mebla, na którym w ogóle powinno go nie być.
Zupełnie nie chodzi o narzekanie i użalanie się nad sobą. Macierzyństwo jest świetną sprawą i fantastyczną przygodą. Ale jest też realistyczne, jak wszystko w życiu. Ma gorsze, trudniejsze chwile, kiedy włącza się po prostu strategię na przetrwanie. Początkowo nazwałyśmy naszą rozmowę Wstydliwymi Wyznaniami – ale przecież nie mamy się czego wstydzić. Takie jesteśmy, takie jest nasze życie. Organiczny brokuł miesza się z fastfoodem, a gordonki z bajką z YouTube.
I o tej słodko-kwaśności chcemy mówić. Bo koniec końców powstaje coś świetnego. Bo my jesteśmy wspaniałymi mamami i tego się nie wstydzimy. Dlatego zapraszamy Was do wspólnej akcji odczarowania macierzyństwa.
Pod hasztagiem #macierzyństwosłodkokwaśne chcemy opowiadać prawdziwe historie rodzicielskie. Pokazywać prawdziwe, nieułożone kadry. Wspierać się w niedoskonałej codzienności. Pomagać sobie, gdy którejś z nas codzienność doskwiera za mocno. Pokażcie nam swoją potrawkę z macierzyństwa.
1 komentarz
W pięciu smakach – Napisawszy.pl · 9 listopada, 2018 o 6:40 pm
[…] jest moją cegiełką do akcji Fundacji Makatka “Macierzyństwo […]